sobota, 26 kwietnia 2014

Requiem Rozdział 2 - dlaczego nie możemy o tym po prostu zapomnieć?

* Z perspektywy Ani *

Nie słysząc kroków dziewczyny, automatycznie odwróciłam się w jej stronę.
- Ala? Stało się coś? - Zapytałam zdziwiona jej zachowaniem, jednak nie odpowiedziała w żaden sposób, tylko wpatrywała się we wnętrze jednego z pokoi sparaliżowana.
- Ala? - Podeszłam lekko spanikowana wyciągając rękę, by dotknąć jej ramienia.
W jednej chwili cała drżąc złapała mnie za dłoń i zaczęła ciągnąć w kierunku, z którego przyszłyśmy. Nie opowiadała na moje protesty i wołania. W jednej chwili szarpnęłam się zmuszając ją, by się zatrzymała.
- Co się stało?! Powiedz!
Spojrzała na mnie przerażona, a po chwili zerknęła za mnie jakby sprawdzając czy nic się tam nie czai.
- Tam - Wydusiła.- w tamtym pokoju... widziałam... Chodźmy stąd. Szybko!
Nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować znów mnie pociągnęła. Nie pytając się o szczegóły pozwoliłam, aby mnie prowadziła. Na pewno nie robiła sobie żartów. Nigdy nie widziałam jej tak przestraszonej i wiedziałam, że to musiało być coś przerażającego.
Nagle zatrzymałyśmy się przy rozwidleniu korytarza. Spojrzałam na przyjaciółkę, a ona na mnie.
- Powiedz, że pamiętasz, którędy przyszłyśmy... - powiedziała szeptem.
Zerknęłam na niemal identyczne korytarze i pokręciłam przecząco głową. W tej chwili sama zaczynałam się trochę bać. Dziwna atmosfera w około potęgowała to uczucie.
Zmarszczyła czoło jakby myśląc nad czymś. Bez uprzedzenia znów mnie pociągnęła tym razem kierując w lewo. W duchu zaczęłam się modlić żeby to była właściwa droga. Samo zgubienie się w takim miejscu negatywnie na mnie działało.
Nie wiem ile minęło, ale w końcu dostrzegłam drzwi. Niczym wrota stały otworem pokazując skrawek zielonej trawy i błękitnego nieba. Alicja już nie wytrzymując rzuciła się do nich biegiem, a ja tuż za nią. W jednej chwili obie wyleciałyśmy na zewnątrz z wielką ulgą malującą się na twarzach. Lekko zdyszana po biegu spojrzałam za siebie w głąb drzwi odsłaniające obskurne, szare ściany. W chwili obecnej za wszelką cenę nie weszłabym powtórnie. Mimo, że to zwykły, stary szpital to jednak nie wydawał się aż tak bardzo nieszkodliwy. W pewnej chwili Ala wzięła mnie pod ramię i zaczęła prowadzić w kierunku ogrodzenia. Już wiele weselsza zaczęła gadać o tym jak bardzo realistyczne wydawało jej się to co zobaczyła. Uśmiechnęłam sie potwierdzając i nie wypytując co to dokładnie było. Odwróciłam głowę, by ostatni raz zerknąć na budynek. Dostrzegłam, że jedno okno się trochę różniło od pozostałych. Było ciemniejsze. A mianowicie tylko fragment tego okna był ciemniejszy. Zatrzymałam się i przyjrzałam. Tak, to zdecydowanie był czyjś kształt. Zacisnęłam mocno oczy po czym znów je otworzyłam patrząc w to samo miejsce. Zniknęło. Szybko odwróciłam się ignorując zdziwione spojrzenie Alicji oraz moje zaniepokojenie. Nie zamierzałam dać teraz po sobie poznać, że "coś" widziałam w oknie. Równie dobrze to mogła być tylko wyobraźnia spowodowana wcześniejszymi emocjami.
- To jak? Idziemy coś zjeść? - Zapytałam chcąc jak najszybciej stąd uciec.

* Z perspektywy Alicji *

Szłyśmy zatłoczonym chodnikiem w centrum miasta. Chyba po raz pierwszy czułam się swobodnie wśród ludzi. Udało nam się uspokoić po tamtym wydarzeniu i uciec stamtąd niepostrzeżenie.. no prawie, bo Ania kiedy próbowała przedrzeć się przez wysoką trawę przy bramie musiała nadepnąć na węża i zacząć się drzeć w niebo głosy. Jak teraz o tym myślę to chce mi się śmiać, krzyczała wtedy coś w stylu " Zabiłam niewinne stworzenie! Spłonę przez to w piekle z szatanami! "... mniej więcej tyle zdołałam wyłapać z jej słów bo w tamtym momencie jeszcze byłam w szoku przez to co się stało w szpitalu. Sama już nie wiem czy to co widziałam to nie były czasami omamy wzrokowe.. Nieważne. Pośród sklepów szukałyśmy jakieś taniej restauracji. Po chwili Ania zaciągnęła mnie do chińskiej knajpki pomimo moich protestów, że to nie jest dobry pomysł. Rozsiadłyśmy się przy najbardziej oddalonym stoliku, a podekscytowana dziewczyna zaczęła przeglądać kartę dań, za to ja postanowiłam bliżej przyjrzeć się zdjęciom w moim aparacie. Nic dziwnego nie znalazłam, pomyślałam, że później w domu spróbuję je prześwietlić w jakimś programie graficznym i upewnić się, że przypadkiem nie zarejestrowałam na nich duchów czy Bóg wie czego.. z rozmyślań wyrwała mnie Ania.
- Nie odpływaj, zajadaj - powiedziała dziewczyna podsuwając mi pod nos chińszczyznę.
- Wcale nie odpłynęłam. Czemu zamówiłaś jedzenie nie pytając mnie co ja właściwie chcę? - zapytałam
- Gapiłaś się na aparat, a z twojej twarzy można było wywnioskować, że intensywnie myślisz - odpowiedziała, dłubiąc pałeczkami w swoim makaronie - nie chciałam ci przeszkadzać. Zresztą nieważne, jedz.
Przesiedziałyśmy w tej knajpce dobrą godzinę, dopiero jak się ściemniło rozeszłyśmy się do swoich domów, po drodze idąc jeszcze do biblioteki i do sklepu spożywczego bo nabrałyśmy ochoty na lody.

***

Od incydentu w szpitalu minął już jakiś tydzień, emocje opadły a my powoli już zaczynałyśmy o tym zapominać. Tego dnia była deszczowa pogoda, więc z góry postanowiłam, że żadna siła nie wyciągnie mnie z domu. Siedziałam tak sobie przed komputerem i przeglądałam strony z mangami aż nagle zadzwoniła do Ania przez Skype'a. Jak zwykle dyskutowałyśmy o wszystkim i o niczym, na różne tematy, najczęściej robiłyśmy sobie żarty z piekła i demonów albo wymieniałyśmy uwagi na temat różnych filmów. Dowiedziałam się od niej, że niedługo będą grali w kinach jakiś ciekawy horror i, że musimy na niego iść bo inaczej się pogniewa. Wolałabym nie, bo nie przepadam za krwawymi horrorami - wolę takie o duchach, egzorcyzmach etc. ale dla własnego spokoju zgodziłam się. Na chwilę zamilkła, jakby zastanawiała się co powiedzieć a potem zapytała:
- A tak ogólnie to co u Ciebie? Ktoś wchodził na bloga?
- Bez zmian tak myślę. A co do bloga to tak. Ostatnio wzrosła ilość wejść. Jakaś dziewczyna napisała w komentarzu, że zna ten szpital i, że jest z naszego miasta, a gdybyśmy potrzebowały pomocy przy robieniu zdjęć albo gdybyśmy znowu postanowiły się tam wybrać to ona chętnie pomoże. - odpowiedziałam, bawiąc się kosmykiem swoich włosów - Podobno ten szpital ma ciekawą historię, jednak ja nic nie znalazłam. Może to jakieś miejscowe legendy przekazywane przez dzieciaki, nie wiem.
- W takim razie trzeba pochodzić i popytać - powiedziała Ania - Ciekawi mnie to, jednak nie wiem czy chce tam wracać. Musimy pomyśleć co dalej. Dobrze, że zainteresowanie naszym blogiem wzrasta, może jeśli dodamy więcej takich zdjęć to będzie lepiej
- Może masz rację. Myślę, że będę już powoli wyłączać komputer, głowa mnie boli. Chyba się już położę - odpowiedziałam rozciągając się na krześle. Nawet nie wiem kiedy ten czas zleciał, zawsze tak było kiedy rozmawiałam z Anią. Rozumiałyśmy się doskonale.
- Okej, ja muszę wyjść z psem... nie za bardzo mam ochotę wychodzić w taką pogodę po za tym jest już ciemno... ale chyba nic nie poradzę. Ta mała niezguła robi mi na złość - odpowiedziała, biorąc na ręce swojego psa. Był to szczeniak labladora z jasną, biszkoptową sierścią i czarną łatą na głowie. Na szyi miał niebieską obróżkę. Ania nie dała mu imienia, uparła się, że będzie go nazywać po prostu "Pieseł". Pożegnałyśmy się a ja poszłam pościelić łóżko i przebrać się do spania.

*** 

Nie patrzyłam pod nogi, biegłam praktycznie na oślep przez co zahaczyłam nogami o jakiś korzeń i z hukiem uderzyłam o ziemie. To co mnie goniło zbliżało się w nie ubłagalnie szybkim tempie. Bałam się, że to już koniec. Ostatkiem sił próbowałam oswobodzić swoje nogi ale nie dałam rady. W ciemnościach widziałam jak białe, puste ślepia się zbliżają. Jego szpony zatrzymały się kilka centymetrów przed moją twarzą. Prawie mnie pochwyciły gdy nagle udało mi się wybudzić z koszmaru. Byłam cała mokra, trzęsłam się jak galareta i nie mogłam się uspokoić. Dlaczego mam takie sny? i dlaczego cały czas praktycznie o tym samym stworzeniu próbującym mnie dopaść? To zaczynało być już naprawdę niepokojące. Wykopałam się spod kołdry i sięgnęłam ręką po telefon. Zegarek wskazywał godzinę 1:18. Byłam pewna, że Ania ostro się na mnie wkurzy, że piszę do niej w środku nocy ale ja po prostu musiałam się komuś wygadać. Dokładnie opisałam jej co mnie męczy i przeprosiłam z góry, że nie daje jej spać. Po chwili dostałam sms z odpowiedzią

Od: Ania Otrzymano: 10.05.2014 1:24
To tylko sen, śpij głupku. Jutro porozmawiamy, nie przejmuj się.

Bardzo bym chciała... a może ona ma rację? Muszę po prostu to zignorować, te sny nie mogą mnie przecież nawiedzać wiecznie, wkrótce same znikną. Odłożyłam telefon na szafkę, zakopałam się w pościeli i spróbowałam zasnąć myśląc o czymś innym.

* Z perspektywy Ani *

Przez cały ten tydzień straszyłam moje dwie nieznośne, młodsze siostry nawiedzonym szpitalem. Raczej skutecznie, bo już nie wchodziły do mojego pokoju i nie robiły żadnych "żartów" jak to one nazywają. Upiorne bliźniaczki. Jednakże podczas zastraszania ich jak na razie nie ujawniłam żadnych oznak mojego własnego strachu przed tym upiornym miejscem.

***

Kiedy wróciłam z psem z powrotem do domu od razu poszłam się umyć i spać. Gdy znajdowałam się już w łóżku coś jednak wciąż nie pozwalało mi zasnąć. Jakieś dziwne dźwięki wydostawały się zza moich drzwi. Z początku były to tylko jakieś szmery i ciche dziecięce śmiechy. Czułam jak serce mi mocniej wali, a całe ciało oblewa dreszcz strachu. Bezszelestnie sięgnęłam po telefon, który miałam koło siebie i sprawdziłam godzinę. 23:26. Wcale nie tak późno. Drgnęłam niespokojnie gdy usłyszałam skrzypienie podłogi. Pieprzone strachy! Oby ich diabli wzięli.
Gdy dźwięki wciąż nie cichły, a ja przerażona wciąż nie mogłam zasnąć, znów na myśl przyszła mi postać, którą widziałam w zakratowanym oknie. Od tamtego czasu pojawiała się w moim umyśle zawsze gdy się bałam. Przerażenie wciąż się nasilało, aż po chwili usłyszałam stłumione szepty. Co nieco wpadło mi do uszu i wszystko sobie w jednej chwili uświadomiłam. Poczułam jak złość z chwili na chwilę nasila się coraz bardziej. Nie kontrolując się już wściekła wstałam bezszelestnie i stanowczo podeszłam do drzwi, które jednym, silnym ruchem otworzyłam dzięki czemu pokazały mi się dwie roześmiane twarzyczki. Gdy zorientowały się co właśnie się stało szybko zrywając się i poczęły próbę ucieczki, ale ja byłam szybsza. Zirytowana chwyciłam obydwie za ręce i postąpiłam krok w ich stronę. Jednak nim zdążyłam cokolwiek jeszcze zrobić moja bosa stopa dotknęła czegoś zimnego i miękkiego. Zaskoczona spojrzałam pod nogi i zauważyłam jakąś białą substancję rozsmarowaną po podłodze. Wściekła spojrzałam na nie i dostrzegłam, że duszą się ze śmiechu. Wciąż je trzymając rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam tubkę po paście do zębów. Nie kontrolując już swojego gniewu siłą zmusiłam je żeby weszły do środka. Rzucały się i wyrywały jak opętane, ale korzystając z tego, że panele w podłodze były śliskie, a ja silniejsza, zawlokłam je do siebie zabierając leżącą na podłodze pastę. No cóż... siostrzyczki oczywiście zaczęły wrzeszczeć gdy chciałam wysmarować ich piękne buźki, budząc przy tym rodziców, którzy zdenerwowani dali mi karę na komputer jakbym miała 13 lat. Po skończone akcji, wściekła przewracałam się z boku na bok próbując zasnąć. W końcu gdy udało mi się osiągnąć zamierzony cel, oczywiście musiał obudzić mnie sms. Zirytowana mrużąc oczy spojrzałam na jaskrawy wyświetlacz telefonu, od razu uspokajając się widząc, że to od Ali. Szybko jej odpisałam i znów próbowałam zasnąć.
W tamtej  chwili bardzo chciałam, aby moje siostry wylądowały w jakimś przerażającym miejscu,  bo same słowa już najwyraźniej nie działały...



Nie za wiele się działo, ale możemy zdradzić, że w kolejnym rozdziale nasze bohaterki zrobią coś bardzo głupiego, albowiem postanowią wrócić do szpitala, który nie daje im spać. Pozdrawiamy

~Egzorcystki

niedziela, 20 kwietnia 2014

Requiem 1 rozdział - rozpoczynamy naszą przygodę.


* Z perspektywy Alicji *

Lekcja powoli się kończyła. Nauczycielka notowała coś na tablicy, a ja ignorując wszystko wokół mnie rysowałam na marginesie zeszytu kota z serem na głowie. Wydawał mi się znacznie ciekawszy niż wzory wypisane na tablicy, zastanawiałam się, kto normalny mógł wymyślić coś takiego i jeszcze wpleść litery do matematyki. Toż to istne piekło, momentami zastanawiam się jakim cudem uda mi się zdać, bo jak teraz na to wszystko patrzę to zupełnie nic nie wydaje mi się znajome. Moje rozmyślania przerwał dzwonek, wszyscy od razu rzucili się do pakowania się a ja siedziałam tak jeszcze przez jakiś czas. Po chwili do klasy wparował nikt inny jak moja przyjaciółka Anka. Od razu wepchnęła mi do ręki pogiętą mapę szczerząc się jak nienormalna.
- Co to jest? - zapytałam, robiąc skołowaną minę
- Mapa, moja droga - odpowiedziała
- To widzę, a dokąd prowadzi? Narysowałaś ją, żeby nie zgubić się w swojej piwnicy? - parsknęłam śmiechem
- Bardzo zabawne, miałam wtedy 9 lat! Po za tym, ona naprawdę jest sporej wielkości - zaczęła się tłumaczyć - to mapa prowadząca do starego szpitala na obrzeżach miasta. Pomyślałam, że może zechcesz się tam przejść i porobić zdjęcia na naszego bloga. W końcu ostatnio świeci tam pustkami, nieładnie tak coś zaniedbywać - odpowiedziała żartobliwie
- Pewnie, że chcę tam pójść! Spotykamy się o siedemnastej koło mojego domu, dobrze? - zapytałam
- A czemu tak późno? przecież kończysz lekcje po czternastej - odpowiedziała pytaniem na pytanie
- Muszę poudawać, że się uczę bo inaczej rodzice nie wypuszczą mnie z domu. 
- Aha... dobrze, w takim razie o siedemnastej koło ciebie, nie zapomnij aparatu. Idę, muszę jeszcze zajrzeć do Kingi. Cześć - pożegnała się, po czym wybiegła z klasy. W tym samym momencie nauczycielka upomniała mnie żebym wyszła z klasy bo chce wyjść na dyżur. Stukała palcami o dziennik, było widać, że nie jest w dobry humorze. Od razu wrzuciłam książki do torby, zarzuciłam słuchawki na głowę, i mocno ściskając swoją zdobycz - mapę, ruszyłam korytarzem przed siebie. 

* Z perspektywy Ani *

Zadzwoniłam kiedy już byłam niedaleko domu Alicji. Zawsze tak robiłam chociaż wiedziałam, że ona i tak zaraz będzie na umówionej godzinie. 
- Tak! Już idę! - Usłyszałam nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć po czym się rozłączyła. Stanęłam przy trzepaku na podwórku pod jej blokiem. Po paru minutach wyszła z domu uśmiechnięta
- To jak idziemy? - zapytała wesoło. Kątem oka zauważyłam jej torbę gdzie pewnie miała aparat. 
- Na ciebie zawsze trzeba czekać. Nawet gdy dzwonię - Poprawiłam moje blond włosy - Pokaż mapę.
Nie komentując mojego narzekania wyciągnęła z torby poskładany kawałek papieru, który po chwili rozwinęła.
- Okej, więc jak to rozczytać?
Spojrzałam jej przez ramię.
- To chyba jest park, a tutaj obok niego kościół - wskazałam nabazgrane drzewa, a obok "budynek".
- No w sumie... skąd ty to masz? Wygląda jak narysowane przez przedszkolaka. Chociaż jestem w stanie uwierzyć, że to ty sama rysowałaś. Masz uzdolnienia plastyczne na podobnym poziomie. 
Udałam obrażoną minę.
- Narysowałam na podstawie google maps. Serio tak źle?
- To chyba powinnaś pamiętać co dokładnie narysowałaś....
- Chyba widzisz jak to wygląda. A po za tym robiłam to w nocy więc już w zasadzie spałam.
- Aha, gratulacje. No dobra to ta kreska prowadzi przez park... Dobra nie ma co dalej myśleć, idziemy. 

***

- No dobra to chyba tutaj - Alicja spojrzała na duży stary budynek. Farba odłaziła od brudnych ścian, a wszystkie, liczne okna były zakratowane. Teren przed samym budynkiem był obrośnięty długą trawą, zawaloną dużego rodzaju śmieciami, a to wszystko ogradzała brama z drutu kolczastego. 
- Przerażające - powiedziałam.
- Racja, tylko jak tam wejdziemy? Wszystko jest ogrodzone. 
- Przecież zawsze gdzieś jest dziura. - Powiedziałam idąc wzdłuż ogrodzenia. - Pamiętasz jak zawsze wchodziłyśmy na boisko? W licznych miejscach były dziury. 
Ala poszła za mną, dokładnie szukając jakiegoś wejścia. 
- Jest! - krzyknęłam po paru przebytych metrach. - Myślałam, że będzie dalej, no ale nic. 
Schyliłam się i przeszłam przez dziurę zahaczając bluzką o wystający drut. Szybko uporałam się z problemem i popatrzyłam jak Ala przechodzi tuż za mną.
- Dużo tu tych śmieci - stwierdziła kopiąc jakąś puszkę od piwa.
- Zostaw śmieci, bo się zemszczą. Nie ważne, idziemy.
Parę razy się potknęłam o jakieś folie, a Alicja zaczęła wierzgać gdy wpadła twarzą o zaczepioną na wysokim krzaku pajęczynę. Wśród odpadów walających się gdzie popadnie znalazłyśmy nawet lodówkę. 
- Ludzie to nie mają gdzie tego wyrzucać - skomentowała z niesmakiem Ala.
- Chyba nie. Ej, tam z tyłu jest drugi budynek. 
- Tak, ale nie ważne. Idziemy do tego głównego. 
Gdy w końcu doszłyśmy do wejścia, zauważyłyśmy, że drzwi są otwarte. Zza nich wyłaniały się upiorne ściany. Brudne, obdarte, a niektóre trochę zwęglone i pokryte graffiti
- To już wiemy, gdzie menele urządzają imprezy. - Zauważyłam gdy wchodziłyśmy. 
- Patrz, jest tu nawet parę mebli - Powiedziała zaglądając do pokoju. Zerknęłam jej przez ramię.
- Aż umywalka i połamana szafka. 
Weszłyśmy jeszcze wgłąb. Na środku znajdowało się wielkie pomieszczenie, od którego odchodziły po szczególne korytarze z pokojami. 
- To gdzie robimy zdjęcia? - zapytała oglądając się dookoła. 
Po chwili namysłu weszłyśmy jeszcze wgłąb oglądając różne pokoje czasami się rozdzielając. Jeden korytarz odchodził od drugiego tak, że naprawdę łatwo się było zgubić.

* Z perspektywy Alicji *

Wybrałyśmy korytarz ciągnący się na prawo od drzwi i ruszyłyśmy nim przed siebie. Na środku stał wózek inwalidzki, zrobiłyśmy parę zdjęć i poszłyśmy dalej. Doszłyśmy do małej sali, która kiedyś na pewno służyła za poczekalnie, na niektórych drzwiach jeszcze wisiały numerki gabinetów. Powiedziałam Ani, żeby rozejrzała się tutaj i nie odchodziła za daleko a ja skręciłam korytarzem w lewo po czym weszłam do pomieszczenia na samym końcu. Drzwi były uchylone. Powoli wpełzłam do środka i zaczęłam się rozglądać za czymś ciekawym i godnym uwagi. Pod oknem stało stare łóżko szpitalne, a obok niego rozwalona szafka. Chwile zajęło mi zorientowanie się, że nie jestem tu sama. Pod ścianą spały pijane punki. Mężczyźni byli w takim stanie, że nie zorientowali się iż ktoś jest w pokoju. Wszędzie walały się porozwalane butelki po tanim winie, a w powietrzu unosił się smród alkoholu. Uznałam, że nie mam tam czego szukać i natychmiast wyszłam z pomieszczenia. Swe kroki skierowałam w stronę głównego holu, gdzie jeszcze niedawno była moja przyjaciółka.
- Anka, gdzie jesteś? - zapytałam lecz odpowiedziało mi echo - tutaj nic nie ma, możemy od razu wejść na kolejne piętro, albo iść korytarzem w prost. Co wybierasz? - kontynuowałam, jednak dziewczyna w dalszym ciągu nie odpowiadała. 
- Przestań się wygłupiać, nie mamy dużo czasu zanim się ściemni, a przypominam Ci, że nie mamy przy sobie latarek - powiedziałam tym razem głośniej, a po chwili dostałam odpowiedź
- Dobra już dobra, masz rację. Chciałam sprawdzić co zrobisz jak nie będę się odzywać, a mam wrażenie, że byś po prostu sobie poszła zostawiając mnie tutaj samą - opowiedziała Ania z udawanym wyrzutem w głosie
- Nie zostałabyś sama, w pokoju obok masz kolegów. Trochę sztywni ale dałabyś radę ich dobudzić, chyba... - powiedziałam, na co ona posłała mi rozbawione spojrzenie.
- Założę się, że pijaków i bezdomnych jest tutaj więcej - powiedziała Anka - Dla własnego bezpieczeństwa lepiej zaopatrzę się w tamten kijek, a ty zawsze możesz się obronić statywem od aparatu
- Milutko.. mam nadzieję, że na nikogo się nie natkniemy, zwłaszcza, że nie wiem czy wolno nam tu być. Nieważne. To gdzie idziemy? - zapytałam
- Na końcu korytarza wisi plan budynku, nie potrzebujemy go. Idźmy na ostatnie piętro, coś podpowiada mi, że tam jest coś ciekawego.
- Skoro tak twierdzisz - odpowiedziałam
Schody na wyższe piętro nie były w najlepszym stanie ale jakoś udało nam się wdrapać na górę, przy okazji rozwalając kilka butelek po piwie. Do prawdy, ludzie mogliby przestań tak śmiecić, w tym szpitalu nie ma chyba wolnego skrawka podłogi po którym nie walałoby się szkło. Starając się opanować irytację szłam przed siebie. Nagle kątem oka dostrzegłam coś dziwnego. Przez uchylone drzwi zobaczyłam na ścianie ludzki cień, był niski i zdecydowanie należał do dziecka, jednak gdy weszłam do pomieszczenia nie było w nim nikogo, cień również zniknął. W tamtym momencie spanikowałam. Bardzo spanikowałam.



W tym rozdziale nie wiele się dzieję, ale mamy nadzieję, że w kolejnych częściach to się zmieni. Pozdrawiamy i dziękujemy za przeczytanie.
~Egzorcystki

Trzeba jakoś zacząć.

No więc.. ja jestem Natalia i razem z Roksaną będziemy zamieszczać kolejne rozdziały naszego opowiadania o opuszczonym szpitalu. Nie chcę spoilerować, wystarczy przeczytać. Jeszcze dzisiaj pojawi się tutaj 1 rozdział. Opowiadanie jest pisane z perspektywy Alicji (ja) i perspektywy Ani (Roksana). Staramy się uważać na błędy ortograficzne i interpunkcyjne ale nie zawsze nam to wychodzi, więc gdy coś zauważycie to proszę nas poprawić. To chyba tyle, byłybyśmy wdzięczne za komentarze i oczywiście konstruktywną krytykę. Pozdrawiamy
  ~Egzorcystki